Gdy zacząłem ubiegać się o pracę stewarda w jednej z polskich linii lotniczych okazało się, że pozytywne rozpatrzenie mojej kandydatury będzie możliwe tylko i wyłącznie w sytuacji, gdy będę umiał porozumieć się w przynajmniej dwóch językach obcych, z czego obowiązkowym będzie język angielski. Drugi język nowożytny mógł być dowolny, a jego znajomość powinna pozwolić na nawiązanie kontaktu z pasażerem samolotu i podtrzymanie swobodnej konwersacji. Nie musiałem znać skomplikowanych struktur gramatycznych czy posiadać szerokiego zasobu słownictwa – ważne, żebym zrozumiał potrzeby pasażera i umiał je zrealizować.
Angielski znam dość dobrze, dlatego tego wymogu w ogóle się nie obawiałem. Może nie potrafię wygłaszać przemówień po angielsku, ale z typowym podróżującym na pewno się dogadam. Główny problem stanowił dla mnie drugi język obcy, którego po prostu nie znałem. W liceum uczyłem się niemieckiego, jednak moja nauka polegała głównie na uczeniu się dialogów na pamięć i ściąganiu na okazjonalnych sprawdzianach. Gdy parę razy byłem wyrwany do odpowiedzi, za każdym razem do dziennika trafiała ocena niedostateczna lub mierna. Orłem z niemieckiego to ja nie byłem.
W obliczu konieczności zaznajomienia się z innym językiem obcym postanowiłem zapisać się na jakiś kurs, który choć po części przybliży mi zasady stosowania jakiegoś języka. Zawsze lubiłem Włochy dlatego za drugi język obcy wybrałem włoski. Zanim dostałem pracę stewarda, steward Kraków, mój włoski zdążył rozwinąć się na tyle, że byłem w stanie dość łatwo porozumieć się z niemal każdym Włochem.