Jak sobie radzić?

Po niektórych rejsach mam tak zszargane nerwy, że najchętniej wróciłabym do domu i nigdy więcej nie oglądała żadnego lotniska. Jak można się spodziewać, przyczyn mojego złego humoru szukać należy w pasażerach, którzy swoim zachowaniem doprowadzają mnie do granic wytrzymałości, a ja, jako stewardessa Kielce muszę zachowywać pozory spokoju i nie dać się wyprowadzić z równowagi.

Podczas ostatniego rejsu, który nadzorowałam, na pokładzie znajdowało się kilku bardzo rozrywkowych mieszkańców mojego rodzinnego miasta, którzy zachowywali się tak, jakby przyszli do baru na piwo, a nie lecieli samolotem. Na strefie bezcłowej wyposażyli się we własne butelki alkoholu i sok do zapijania, dlatego już po niespełna godzinie od startu z tyłu samolotu dobiegały do mnie głośne wybuchy śmiechu i niecenzuralne żarty. Za każdym razem gdy przechodziłam obok rozochoconej grupki mężczyzn słyszałam pod swoim adresem różne, nieprzyzwoite komentarze, na które wolałam nie reagować. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jaka to jestem wzniośle oziębła i że któryś z pasażerów chętnie mnie ogrzeję.

Po pewnym czasie rozmowy kłopotliwych pasażerów stały się na tyle nieprzyjemne, że pozostali pasażerowie zaczęli się na nich uskarżać i prosić o ich uciszenie. Parę razy poprosiłam głośne towarzystwo o cichszą wymianę zdań, jednak po kilku minutach rozmów półszeptem wszystko wracało do normy, a cały tył pokładu aż wrzał od donośnych krzyków i śmiechów. To zdecydowanie była jedna z najmniej przyjemnych podróży w moim życiu.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *