Podczas ostatniego lotu z Bydgoszczy do Berlina, siedząc przy oknie i jak zwykle skupiając się na zaległej pracy i wykonywaniu swoich zawodowych obowiązków kątem oka zauważyłem, że jedna ze stewardess obsługujących klasę biznesową strasznie zbladła i zaczęła się trząść, jakby miała jakiś atak. Myślałem, że to chwilowe i zaraz jej przejdzie, dlatego nie od razu zareagowałem na to, co działo się z tą młodą dziewczyną. Żaden z pozostałych podróżujących nie zauważył dziwnego zachowania stewardessy, bo siedziała na jednym z foteli przysłoniętych kotarą i tylko ja ze swojego miejsca mogłem dojrzeć co się za nią dzieje.
Gdy po chwili drżenia dziewczyna nieprzytomnie osunęła się na siedzenie, zerwałem się ze swojego miejsca i krzyknąłem do innej stewardessy, że z jej koleżanką dzieje się coś niedobrego. W samolocie momentalnie wybuchło zamieszanie, wszyscy zaczęli rozmawiać przytłumionymi głosami i próbowali zorientować się w zaistniałej sytuacji. Przytomna stewardessa jednym głośnym poleceniem zdołała uciszyć rozemocjonowane głosy i pobiegła do koleżanki. Przez kolejnych kilka minut miałem okazję obserwować sprawne ruchy stewardessy, która sprawdziła wszystkie funkcje życiowe koleżanki, a następnie wykonała telefon do kapitana samolotu, stewardessa Bydgoszcz.
Po pięciu minutach od omdlenia stewardessa otworzyła oczy i próbowała się podnieść, jednak jej koleżanka nakazała jej leżeć. Samolot właśnie podchodził do lądowania, a na lotnisku miały czekać karetki z ratownikami medycznymi. Tego dnia spóźniłem się na spotkanie w Berlinie, bo ze względu na stan zdrowia jednej ze stewardess musieliśmy mieć międzylądowanie.