Jestem rodowitą Legniczanką, która ze względu na brak działającego portu lotniczego zlokalizowanego w mieście nie ma zbyt dużego doświadczenia z lataniem i samolotami. Z tego co się orientuję, w Legnicy znajduje się jedno lotnisko, zbudowane jeszcze za czasów okupacji niemieckiej przed II wojną światową, jednak jest ono w tak kiepskim stanie, że lądowanie na jego powierzchni grozi uszkodzeniem samolotu. Wielu moich znajomych i krewnych do zagranicznych wyjazdów wakacyjnych wykorzystuje port znajdujący się we Wrocławiu, jednak ja jakoś nigdy nie potrafiłam się zmusić, by zakupić wycieczkę związaną z koniecznością wejścia do samolotu, wbicia się na tysiące metrów nad ziemię i wylądowania kilkaset kilometrów od rodzinnego domu. Nie potrafiłam się zmusić, bo prawda jest taka, że ja najzwyczajniej w świecie bardzo boję się latać. Co z tego, że wypadki w samolotach zdarzają się o wiele rzadziej niż wypadki drogowe czy kolejowe i w katastrofach lotniczych ginie mniej osób niż w jakichkolwiek naziemnych.
Moja przyjaciółka, zawodowa stewardessa Legnica cały czas powtarza, że w lataniu nie ma nic strasznego i nie powinnam się tak bardzo go obawiać. Monika cały czas namawia mnie, żebym kupiła najtańszy z możliwych biletów i przeleciała się choćby z jednego krańca Polski na drugi tylko po to, by przekonać się, że samoloty nie gryzą. Może i bym poszła za radą przyjaciółki, jednak wolę nie ryzykować, że po godzinnym locie na drugi koniec Polski wysiądę na lotnisku i nie będę chciała ponownie wsiąść na pokład. Jakoś nie uśmiecha mi się wtedy szukać innego środka transportu do rodzinnego miasta. Samoloty chyba nigdy nie przekonają mnie do siebie.